wtorek, 27 września 2016

Wieczorna herbatka i książka

Tak więc znaleźliśmy się przy tym stole w jadalni, zerkając na siebie nieśmiało i zastanawiając się jak przerwać ciszę. Vincent miał przed sobą grubą księgę zapełnioną nic ni mówiącymi mi szlaczkami i symbolami. Ja zajmowałam się uzupełnianiem grafiku na przyszły tydzień, chociaż wcale nie miałam na to ochoty. 
Do pomieszczenia wszedł Alex, trzymając w rękach teczkę z wynikami rutynowych badań Vratislavy. Prosiłam by mi ją przyniósł, żebym wiedziała jak wiele treningowych godzin mam jej przydzielić.
- I jak tam? - zapytałam odbierając papiery.
- Ja… ja nie patrzyłem… z resztą lekarski bełkot i tak nic mi nie mówi.
- Na końcu jest wyraźnie napisane czy wszystko gra czy nie, żadna filozofia – westchnęłam. - Ale jest w porządku. Vratka jest w doskonałej kondycji – dodałam po przejrzeniu wyników.
Żarówka w lampie nad stołem ostrzegawczo zamrugała, nasze spojrzenia powędrowały w jej stronę by fachowym okiem ocenić ile jeszcze wytrzyma. 
- Najwyraźniej wasze urionki się przeforsowują – powiedział z powagą Vincent, po czym wrócił do czytania księgi.
Alex i ja wymieniliśmy spojrzenia. On zdawał się wątpić w to co słyszał, ja niemo prosiłam go o wyrozumiałość. Kolega a nietutejszy, nie zna jeszcze naszych technologii. 
- Zajrzę jeszcze do koni, zbiorę wiadra po witaminach z kolacji.
- Powodzenia – westchnęłam, wracając do pracy. Zamierzałam sięgnąć po szklankę z herbatą, ale była już zupełnie zimna. Nieświadomie skrzywiłam się na myśl o zimnie, bo wieczór w ogóle był dość chłodny. Ale wtedy herbatka zaczęła nagle parować, z zaskoczeniem stwierdziłam, że musi to być zasługa Vincenta, który dość intensywnie patrzył na szklankę. Od razu wzięłam ją w dłonie, by trochę się rozgrzać.
- Dziękuję – powiedziałam z uśmiechem. - Więc… jak dużo potrafisz zdziałać tą magią? Bo podgrzewanie herbaty jest spoko, ale Audrey też to potrafi, a magiem nie jest. Chyba.
- Nie jestem pewien – odparł w zamyśleniu – ciągle uczę się ukierunkowywać moc.
- Detalli mówiła, że magowie są silniejsi od czarodziejów i czarowników razem wziętych – powiedziałam z przejęciem, zamykając zeszyt bo i tak nic więcej nie wykombinuję. - U nas to chyba jest to samo, zresztą ciężko stwierdzić czy na Ziemi w ogóle jest jakaś prawdziwa magia. Wszystko co magiczne widziałam jedynie w wykonaniu ludzi… istot z innych światów. Może za magię mogłoby gdzie indziej uchodzić to… - z prawego nadgarstka wysunęłam pazur i przecięłam nim skórę na lewej ręce. Rana zagoiła się w kilka sekund – ale u nas to tylko autoregeneracja na wysokim poziomie.
Vincent przez chwilę obserwował moje przedramię, jakby nie był pewien czy aby na pewno nic mi nie jest, ale w końcu uśmiechnął się delikatnie i popatrzył na mnie.
- To także rodzaj magii lecz nieco bardziej… - zamilkł by znaleźć odpowiednie słowo. Bądź by nie wypowiedzieć tego, które rzucało mu się na usta.
-… prymitywna? - zgadłam. 
Zerknął na mnie niepewnie. 
- Każdy gość z innego świata mówi tak o wszystkim co tu mamy, idzie się przyzwyczaić. - Mrugnęłam do niego, zanim zdołałam pomyśleć. - No bo… prymitywna technologia – pierwszy lepszy Asgard nam to mówi, podczas gdy oni poruszają się chyba tylko na koniach i za pomocą tęczowego mostu. Tęczowego. Mamy w Szwajcarii Zderzacz Hadronów! Czy w Asgardzie mają Zderzacz Hadronów? A pewnie, że nie – prychnęłam.
- Dobrze jest kochać ojczyznę – odparł lekko rozbawiony, bo nie miał naprawdę pojęcia co mógłby mi odpowiedzieć.
- A jak jest na Wenus? Znaczy teraz nie ma tam zbyt wiele, ale w przyszłości…? Bo to nie tyle inny wymiar, co przyszłość?
- Tak sądzę – wygodniej oparł się na krześle. - Chciałem dowiedzieć się jak wyglądał świat przed przyjęciem Zwierzchnictwa Smoków. Czytałem o tym… ale niewiele. Księgi z informacjami o tych czasach są bardzo rzadkie, dobrze ukryte i co ważniejsze – zakazane. Na przykład tutaj – odwrócił ku mnie swoją księgę i wskazał palcem na zupełnie niezrozumiały fragment pokryty jakimiś hieroglifami – jest mowa o jakiejś wielkiej wojnie na Terze.
Usilnie próbowałam cokolwiek rozszyfrować, ale na nic. Natomiast coś innego zwróciło moją uwagę. 
- Zakazane, co? - Uniosłam brew.
- Mam swoje źródła… - odpowiedział lekko zakłopotany. - Musiałem wiedzieć.
- Teraz możesz zapytać, albo po prostu się rozejrzeć. - Posłałam mu przyjazny uśmiech. - Idę spać, dobranoc.
- Dobranoc…

poniedziałek, 19 września 2016

Omawianie wyników wyścigów

Siedzieliśmy sobie na tarasie z tyłu domu. Nat i Amelia nawet postanowiły trochę popływać w basenie, ale Fri, Megan i ja wolałyśmy posiedzieć na leżakach, każda z puszką zimnej coli w ręku. Na moich kolanach leżał też laptop – miałam wpisać na stronie naszej stajni wyniki z ostatnich wyścigów. 
- Muza wygrała wszystko – powiedziałam z diabelskim uśmieszkiem. - Moje kochanie dało wszystkim popalić i nie macie pojęcia jaka jestem z niej dumna!
- Mamy pojęcie, bo nawijasz o tym bez przerwy od dwóch dni, słońce – stwierdziła obojętnie Meg. Zerknęła też badawczo w stronę Natalie, która podczas tych zawodów razem z Biscuitem ciągle przegrywała o jedno miejsce na podium.
- Ale nasze Ciasteczko też pokazało się świetnie – oświadczyłam, widząc to spojrzenie. - Jak na niego to jestem w szoku, że dał radę tak pobiec.
- W sumie racja. – W odpowiedzi ruda wzruszyła ramionami, po czym westchnęła. - Pobiegł naprawdę szybko.
- Ale Muziątko… jeju, wygrała trzy wyścigi! TRZY! - znowu zaczęłam się zachwycać. Nawet te mordercze spojrzenia dziewczyn nie były w stanie mnie powstrzymać.
- Hej, ale warto zwrócić też uwagę na Dixie'go – wtrąciła nieśmiało Friday, chcąc szybko zmienić temat, zanim rozkręcę się na dobre. - Jego debiut i zajął trzecie miejsce.
- Otóż to – zgodziła się Meg. - Widzicie, nie docenialiśmy młodego, a tymczasem jak wystrzelił przed siebie… A Ty, Ruska, nie chciałaś go tam posyłać!
- Bo się bałam, że to zrani jego psychikę! To miał być trudny wyścig! A on miał tylko parę treningów za sobą i ledwo ogarniał o co w tym chodzi!
- Dobra, po prostu musimy dać mu więcej zaufania, bo ewidentnie chłopak ma do tego dryg. - Meg poprawiła się na leżaku, żeby lepiej nas widzieć.
- A pamiętacie jak wróżyliśmy mu ujeżdżeniową karierę… - Uśmiechnęła się Fri. - Nie sądziliśmy, że warto w ogóle posyłać go na próbę wyścigową.
- Tiaa, gdyby nie Harry to nie wiedzielibyśmy jakie ten koń ma przyspieszenie – odparłam ze śmiechem. - Ale dobra, lecimy dalej! Faridya…
I wtedy miny nam zrzedły. 
- No cóż, jestem pewna, że się starała… - westchnęła Friday.
- Każdemu zdarza się czasami zły dzień – dodałam do tego Meg.
- Harry był trochę niepocieszony i już przysiągł, że ostro wezmą się za trenowanie. Zobaczymy co z tego będzie… tych wyróżnień miałam nie wpisywać, co nie? No dobrze, to dalej… Hero! Hero spisał się na piątkę – orzekłam uroczyście.
- Oj tak, bardzo ładnie sobie poradził. Też się pomału rozkręca i najwyższy czas, bo to jedyny nasz trzylatek i tylko jego możemy posłać na potrójną koronę. Wypadałoby go trochę dopieścić – odparła Meg. - Dobrze, że sprowadziliśmy go z powrotem.
- Bardzo dobrze – zgodziła się z nią Fri.
- Kartkę nam podyskwalifikowali… ale w wyścigu arabków zajęła drugie miejsce, więc jest powód do radości. Jak na wyścig po dłuższej przerwie to naprawdę jestem dumna.
Dziewczyny pokiwały głowami.
- Kluseczki tak sobie, ale chociaż Aivilo się załapał na podium.
- Witch jest jeszcze zbyt chaotyczna, a Nah ma opory przed używaniem swojej mocy na zawodach. Więc koń chodzi cudownie na treningu,a jak przychodzi co do czego to tak się szarpie i buntuje, że końcu gdzieś pięćset metrów za resztą… - Megan wyglądała na troszeeeczkę wkurzoną i byłam pewna, że jeszcze dziś przeprowadzi męską rozmowę z powożącym. Popatrzyłam na nią, odrobinę obawiając się o jego życie.
Tymczasem na taras wyszła Valleria. Kotka chwilę popatrzyła na to co się dzieje, a potem kilkoma susami podbiegła do nas i wskoczyła na leżak Fridy. Dziewczyna chcąc nie chcąc musiała zaakceptować łaszącego się do niej kota.
- No a planetki, jak to planetki, są cudowne niezależnie od zajętego miejsca. Ale As już drugi raz prześcignął Shirley. Mógłby jej chociaż raz dać wygrać… 

piątek, 16 września 2016

Idą zawody, trzeba będzie wyprać konie...


- Nie żeby coś, ale usunęły się te twoje informacje dodatkowe – oznajmił Evan, który siedział przy swoim komputerze i zapisywał konie na zawody pod moim dyktandem.
Spojrzałam na ekran pond jego ramieniem i westchnęłam. 
- No to napisz w odpowiedzi – zawyrokowałam.
Stworzyliśmy więc komentarz w odpowiedzi do poprzedniego, opublikowaliśmy i… ten pierwszy zniknął. 
- Co do diabła? Jak tak można?! - gapiłam się na usunięty nagle formularz. - Napraw to…
- To nie ode mnie zależy! Poza tym ja skończyłem, miało być pięć minut, a minęło dwadzieścia. Do widzenia, zwijam interes.
- No… ale… formularz…
- Chwilowy błąd, spróbujesz sobie sama później. A może w międzyczasie się odwiesi i jednak się pojawi.
Posłałam mu obrażone spojrzenie, ale nic sobie z tego nie robił tylko wygonił mnie ze swojego pokoju. Trochę zła ruszyłam na dół do kuchni, skąd roznosiły się na resztę domu cudowne zapachy. 
Ich wyzwolicielką okazała się być Megan, przyrządzająca spaghetti. 
- Dostanę trochę przedpremierowo?… - zapytałam z błaganiem w głosie, ale surowo pokręciła głową. Jednak uśmiechała się z dumy. Gotowała chyba najlepiej z całej załogi. - Więc trzeba jednak czekać – wypowiedziałam myśl na głos i usiadłam przy stole.
Szybko mi się znudziło, więc zabrałam się za składanie przygotowanej wcześniej przez kogoś serwetki, ale na origami się niestety nie znam, więc w efekcie tylko ją brzydko wygniotłam… Ale zaraz zjawili się Friday z Avery'm, później Elodie, Valentine i Audrey, a na koniec dosiadł się do nas jeszcze Francis. 
- Zapisaliście konie na wystawę? - zapytała Fri, bo to było priorytetem, ale chyba tylko dla niej, bo reszta trochę olewała ostatnio konie pokazowe i pozwalaliśmy im całe dnie szaleć na pastwiskach.
- Nooo… - zaczęłam – niby tak, ale formularz nagle przepadł, chociaż liczymy że jeszcze sam wróci jak zatęskni.
- Ale wiecie, że trzeba będzie co najmniej połowę tych rumaków wyprać przed zawodami, co nie? - zabrała głos Megan, stawiając jednocześnie na środku stołu miskę z sosem.
- Tiaa, widziałam dziś rano Ariela… i go nie poznałam… - odparłam. - W sumie moglibyśmy zrobić dzień przed wyjazdem jakiś wielki dzień czyścioszka i zamiast jeździć zrobilibyśmy koniakom SPA?
- Wchodzę w to – poparła mnie Val i przybiłyśmy piątkę nad głową Aidena, który jednak był zbyt przejęty zbliżającym się na stół makaronem, by zwrócić na nas uwagę.
- No to ustalone. Od rana widzimy się na myjce.
Wtedy w kuchni pojawił się Evan z otwartym laptopem w rękach. 
- Formularz w prawdzie nie jest widoczny, ale spoko, konie są już na liście. Nawet zebra.
- Zebra! Ha! Uwielbiam jak ludzie zgadzają się ją zapisywać na normalne wystawy, wtedy zwykle ma pierwsze miejsce! - zawołała Valentine.
- Bo jest jedyną przedstawicielką swojej rasy w całym vircie, słońce. Nie ma wyjścia, nawet gdyby nie chciała być pierwsza – odpowiedziała jej spokojnie Megan, po czym usiadła na swoim miejscu i mogliśmy już zacząć jeść. Oczywiście bardzo komplementowaliśmy zarówno danie jak i kucharkę, żeby zachęcić ją do jeszcze częstszego gotowania. W przeciwnym razie prawie cały czas jechalibyśmy na pizzy i kebabach.